„Miłość oznacza umiejętność dawania wolności” - rozmowa z Jehro

Radio RAM | Utworzono: 23.01.2008, 13:20 | Zmodyfikowano: 06.03.2008, 22:54
A|A|A

Michał Sierlecki: Zanim zaczniemy rozmawiać o Twojej muzyce, chciałbym zapytać Cię, jak spędziłeś święta Bożego Narodzenia, Nowy Rok?

Jehro: - Spędziłem święta w gronie najbliższych, z rodziną we Francji. To był wspaniały czas.


(Posłuchaj pierwszej części rozmowy z Jehro):

Twoje dzieciństwo musiało być bardzo interesujące. Pochodzisz z Marsylii. Twój ojciec pisał piosenki. Czy mógłbyś opowiedzieć o swoich pierwszych muzycznych doświadczeniach?

- Wokół mnie było zawsze mnóstwo muzyków, wychowywałem się w miłym środowisku. Sporo miłości, piosenek. Mój ojciec tworzył utwory w stylu bardów, takich jak choćby Jaques Brel, Georges Brassens, Edith Piaf. A zatem moje doświadczenia muzyczne z tamtego okresu były bardzo bogate.

Przeprowadziłeś się do Londynu w wieku dwudziestu lat i tam czerpałeś nowe inspiracje z muzyki Jamajki i Hiszpanii. Jak odbierasz ten okres swojego życia?

- To był czas, w którym dojrzewałem. Musiałem nauczyć się jak być niezależnym. Dla mnie to był bardzo ważny moment. Zwłaszcza ta podróż do Londynu z czysto ludzkiego punktu widzenia nauczyła mnie odpowiedzialności. Poznałem wówczas mnóstwo róznych osób, emigrantów z wielu krajów i musieliśmy dzielić razem mieszkanie. Nie miałem wtedy zbyt wiele pieniędzy, żyłem na własny koszt. Moi znajomi pochodzili z Afryki, Hiszpanii, Ameryki Południowej, Jamajki. To był prawdziwy tygiel kulturowy i przykład ludzkiej solidarności, a dla mnie wielkie odkrycie.


(Posłuchaj drugiej części rozmowy z Jehro):

Odnalazłeś inspiracje dla swojej muzyki w twórczości Boba Marleya. Co jest takiego fascynującego w tym człowieku i jego brzmieniu?

- Dla mnie ten człowiek jest rzadkim przykładem ludzkiego istnienia. W historii ludzkości mamy zaledwie kilka takich przykładów: John Lennon, Bob Marley, Gandhi, Martin Luther King. Tego rodzaju postacie są dla mnie naprawdę wartościowe i ważne. Po pierwsze - Marley był świetnym muzykiem. Tworzył wspaniałe melodie i teksty. To były zaledwie proste akordy i harmonie stanowiące pewnego rodzaju dar. Po drugie - był także wspaniałym człowiekiem, mającym aspiracje duchowe, które mnie poruszają. Nie interesuje mnie rasta samo w sobie. Nie jestem rasta i nie wchodzę w to zbytnio, ale porusza mnie duchowy aspekt całego zjawiska, stylu życia i twórczości.

Czyli można stwierdzić, że jesteś tym zafascynowany głównie jako obserwator.

- Wiesz... tak. Można tak stwierdzić. Ale tak naprawdę ja po prostu na początku uległem fascynacji muzyką Marleya, a dopiero później odkryłem resztę. Zwykle tak jest, że gdy podoba Ci się muzyka, chcesz dowiedzieć się, kto za tym stoi.

Twój album „L’abre et le fruit” był olbrzymim sukcesem we Francji, kiedy nagrywałeś jeszcze jako Jerome Cotta. Czy ten sukces był dla Ciebie dużym zaskoczeniem?

- Tak. Sukces jest zawsze zaskoczeniem, ponieważ nie wiesz, co się do końca wydarzy. Ale to, co jest naprawdę miłe, to reakcja ludzi na twoją muzykę. Gdy potrafią przyjść i powiedzieć, że podobają im się piosenki, które śpiewasz.

Przez wiele lat nagrywałeś z „Marathonians-Superfruit”. Czy to był dla Ciebie czas szczególnie nowych doświadczeń muzycznych?

- To był okres odkryć i przyjaźni. Spotkaliśmy się na próbie w 1998 r., spodobało nam się i nagraliśmy płytę. Sześć z dwunastu kompozycji współtworzyłem z moimi przyjaciółmi z zespołu, którymi są Richard Minier i Christian Brun. Mieliśmy mnóstwo frajdy przy pisaniu tych utworów.


(Posłuchaj trzeciej części rozmowy z Jehro):

Twój nowy album „Jehro” jest mieszanką muzyki karaibskiej, reggae, calypso, soul. Zaczyna się od bardzo udanej piosenki „Everything” z tekstem: „cena, jaką musisz zapłacić, gdy chcesz mieć wszystko”. Odbieram ten utwór jako opowieść o zachłanności, pożądaniu.

- Dokładnie tak. Wiesz, w tej piosence pobrzmiewają dwa głosy. Jeden mówi ci, że życie to pieniądze i komfort. Drugi głos podpowiada, że wszystko, czego poszukujesz w życiu, odnajdziesz w sobie, a nie na zewnątrz.

Myślę, że tekst tej piosenki może pomóc także w tym, by nie zagubić się w świecie łatwych pieniędzy, choćby w showbusinessie. Następna piosenka na tym krążku to „I Want Love” będąca dla mnie protest songiem z wyraźnymi odniesieniami do wojny. Kiedy obejrzałem wideo do tej kompozycji, zauważyłem, że jesteś zdenerwowany i zły na to, co obserwujesz - mam na myśli wojny i żołnierzy.

- Zły czy wściekły - to nieodpowiednie słowa. Rzadko się złoszczę. Chcę tylko czasami, z racji tego, że jestem artystą, móc dotknąć palcem problemu, sytuacji. W tym wypadku akt tworzenia musi iśc w parze z empatią. Dlatego takie sprawy, jak na przykład dzieci w Afryce, gdzie panuje polityczny, bądź ekonomiczny konflikt, często stają się pierwszymi ofiarami. A jest to przecież spór dorosłych ludzi. Czasem, by przetrwać, muszą nosić broń. Dla mnie jest to kompletny absurd. Dlatego piszę o tym piosenki.

Tak, ja też jestem bardzo roczarowany i zawiedziony tym, co dzieje się w Iraku i Afganistanie. Oglądałem ostatnio ciekawy film na ten temat z Robertem Redfordem, Tomem Cruisem i Meryl Streep, zatytułowany „Lions For Lambs”. Naprawdę polecam. A może już go widziałeś? Podjęto tam próbę znalezienia powodów dla prowadzenia wojny i ukazano bezsens pewnych działań… Wróćmy jednak do rozmowy o Twoim albumie…

- Tak… Ale możemy o tym porozmawiać. Na świecie jest wiele beznadziejnych miejsc i sytuacji. Lecz myślę, że korzenie takiego stanu rzeczy tkwią w ludzkich zachowaniach. Z artystycznego punktu widzenia wygląda to tak, że ja chcę te zjawiska opisywać. Nie lubię osądzać. Pragnę dotknąć problemu, zmierzyć się z faktami.


(Posłuchaj czwartej części rozmowy z Jehro):

Album „Jehro” nagrałeś i stworzyłeś w dużej mierze z Jackiem Bailey. Jak się poznaliście?

- Jack Bailey jest przyjacielem formacji Marathonians. Wtedy spotkaliśmy się. Stworzyliśmy na tym nowym albumie angielskie teksty. I myślę, że wypadło to interesująco. Jack jest świetnym poetą i mieliśmy razem dobry kontakt, to był twórczy, intelektualny i poetycki ping-pong oraz bogate i intersujące doświadczenie.

Są jednak wyjątki, jak choćby nagranie „Continuando” w języku hiszpańskim. To utwór napisany z Johanną White.

- Johanna pochodzi z Kolumbii. I także kibicowała temu przedsięwzięciu. Jeśli chodzi o mnie, jestem w pewnym stopniu zakochany w stylu World Music. A w nim pojawia się mnóstwo jezyków, jak hiszpański, portugalski, języki afrykańskie. Ich wykorzystywanie jest dla mnie czymś naturalnym i logicznym, by wyrażać pewne uczucia. To cię inspiruje i tworzy nowe interpretacje. I dlatego śpiewam w różnych językach. Chcę tak czynić również na kolejnych albumach. W przyszłości zamierzam nagrywać w języku portugalskim, może także w jakimś afrykańskim, chcę ponownie współpracować z Johanną White i nową autorką Jolandą Preciado. Będziemy tworzyć razem teksty.

Tak - to świetny utwór. Trochę w stylu Manu Chao.

- Który? "Continuando"? Tak, to bardzo pozytywna piosenka. Tak miała być.


(Posłuchaj piątej części rozmowy z Jehro):

Bardzo lubię również nagranie „Mama”, a zwłaszcza szczerość słów, jakie płyną z tej kompozycji: „Leć zawsze trochę wyżej, nawet jeśli twe skrzydła spłoną, pamiętaj, że zła aura nie trwa wiecznie”.

- W piosence zawarłem słowa bardzo doświadczonej matki mówiącej je do kogoś, kto traktuje pewne sprawy zbyt poważnie. To taka mądra i uśmiechnięta filozofia życia.

Hmmm… Bardzo oryginalna filozofia życia, gdyż zwykle matki chcą za wszelką cenę chronić swoje dzieci. Tymczasem ona w tym utworze daje synowi swobodę działania według własnych zasad.

- Właśnie. Dla mnie dać komuś miłość jest dawaniem mu wolności.

Kolejna znakomita piosenka „Stand On” jest o ludziach, którzy muszą przetrwać okres tęsknoty, niespełnionej miłości.

- To miłosny utwór. Pewnego rodzaju pakt między prostytutką i żołnierzem. Wspólnie z Jackiem chcielismy nakreślić obraz sytuacji, jaka mogła przydarzyć się choćby w czasie I wojny światowej. Ludzie żyli wówczas w strachu, tak naprawdę nie wiedząc, czy przeżyją następny dzień. Organizowane były specjalne spotkania. Żołnierze poznawali kelnerki, bądź prostytutki, nawet nie zdając sobie sprawy z tego, kim one naprawdę były. Nie zawsze miało to znaczenie. Czasy były niepewne. Ale nawet w takich sytuacjach rodziły się uczucia.


(Posłuchaj szóstej części rozmowy z Jehro):

Piosenka „Salima” śpiewana jest po hiszpańsku. Napisałeś ją z Sonią Sala.

- Piosenka opowiada o facecie, który nie potrafi podjąć ryzyka związanego z uczuciem. Nawet gdy doświadcza miłości, nie potrafi długo wytrzymać w takim stanie. I ucieka… Częściowo ten utwór dotyczy także mnie, ale tylko częściowo…

Chcę też porozmawiać o utworach, które kończą album „Jehro”, takich jak „Master Blaster”, „One Step”, „The Passers-by”. Dlaczego są potraktowane jako dodatki? Przecież to pełnowartościowe i udane kompozycje.

- Dziękuję. W czasie poszukiwań muzycznych z „Marathonians-Superfruit” mieliśmy pomysły na pewne piosenki. Stworzyłem taką wersję „Sugar” na pewną składankę zatytułowaną chyba „24 Hour In Paris”. I ta kompozycja Steviego Wondera była pewnego rodzaju jamem. Bawiłem się tą muzyką. Kiedy usłyszał ją Richard [Richard Minier z „Marathonians-Superfruit” - red.], powiedział, że brzmi świetnie i jest gotowa do nagrania. A zatem nagrałem dwie wersje. I kiedy wróciłem do sesji po latach, stwierdziłem, iż brzmią dobrze i można umieścić je na albumie.

Dobrze, że wspomniałeś Steviego Wondera, mówiliśmy również o Bobie Marleyu. Kto poza tymi dwoma muzykami ma na Ciebie wpływ? Których artystów szczególnie cenisz i słuchasz?

- Na pewno Stevie Wonder. Jest świetnym kompozytorem i człowiekiem. Marvin Gaye należy do moich faworytów. Jest moim mistrzem śpiewu. Lubię też Billie Holliday, Franka Sinatrę, Ellę Fitzgerald, ale jeśli wybieram muzykę do słuchania, zaczyna się to od stylu soul, czyli nagrań Ottisa Reddinga, Raya Charlesa itd. Ponadto jestem fanem Cesarii Evory, naprawdę kocham jej piosenki.

A słyszałeś może Lurę? Pochodzi z Portugalii, ale jej korzenie to muzyka Wysp Zielonego Przylądka. Śpiewa podobnie do Cesarii…

- Lura? Tak… Słyszałem o niej, ale nigdy nie słuchałem jej nagrań. Będę musiał to zrobić.

Prawdę mówiąc, Radio RAM gra właśnie taką muzykę i preferujemy nagrania artystów, których wspomniałeś.


(Posłuchaj siódmej części rozmowy z Jehro):

Wkrótce przyjeżdżasz do Polski na koncert. Czego się spodziewasz? Czy byłeś już kiedyś w naszym kraju?

- Jestem teraz u was bardzo krótko, zaledwie jeden dzień. Ale wrócę w lutym na dłużej i będę mógł spędzić tu trochę czasu. Zatem jeszcze nie mogę zbyt wiele powiedzieć. Jestem jednak szczęśliwy, kiedy mogę podróżować. Nawet, jeśli nie mogę zostać długo, zawsze czerpię choć trochę z każdego zakątka. Odrobinę czytałem o historii Polski, kiedy byłem we Francji dwadzieścia lat temu i wydaje mi się, zwłaszcza po wczorajszej przechadzce po mieście i po dzisiejszym dniu, że tu się wiele zmienia. Wieją wiatry wolności i ekonomii.

W istocie… Jesteśmy w trakcie wielkich przemian.

- Zwłaszcza ekonomicznie wiele zmienia się na korzyść. Wczoraj podczas jednej z audycji radiowych dowiedziałem się na przykład, że jeszcze trzydzieści lat temu trudno było u was kupić płytę z muzyką ulubionego artysty. I była ona tak droga, jak na przykład opłata za wynajęcie mieszkania na miesiąc.

Jakie są Twoje plany na przyszłość? Będziesz koncertował w klubach, czy na otwartych przestrzeniach?

- 2 lutego przyjeżdżam do Polski na koncert. Będę występował na scenie z Angie Stone. Dla mnie będzie to dobra okazja, by zostać odrobinę dłużej, wmieszać się w tłum i pochodzić po ulicach. Niebawem jednak wracam do Francji, by pracować nad nowym albumem. Prawdopodobnie ukaże się on we wrześniu.

I tak, jak wspomniałeś, nie będzie on w języku angielskim, ale w różnych innych językach, tak?

- Będzie śpiewany po angielsku, ale na pewno także w językach afrykańskich i po portugalsku. Prawdopodobnie wykonam też utwór w języku francuskim.

REKLAMA
Dźwięki
Rozmowa Radia RAM z Jehro. Cz. 1.
Rozmowa Radia RAM z Jehro. Cz. 2.
Rozmowa Radia RAM z Jehro. Cz. 3.
Rozmowa Radia RAM z Jehro. Cz. 4.
Rozmowa Radia RAM z Jehro. Cz. 5.
Rozmowa Radia RAM z Jehro. Cz. 6.
Rozmowa Radia RAM z Jehro. Cz. 7.