Sandor Marai "Pierwsza miłość"

Radio RAM | Utworzono: 19.01.2008, 14:16 | Zmodyfikowano: 19.01.2008, 14:17
A|A|A

Właśnie ukazała się u nas pierwsza powieść urodzonego w Koszycach autora "Żaru" i "Krwi św. Januarego". Jak to z tłumaczeniami często bywa, najpierw czytelnicy poznają przekładanego pisarza z jego największych hitów i najwyższej próby dzieł, by potem móc przeczytać książki pozostałe, np. młodzieńcze lub debiutanckie. Tak polscy miłośnicy literatury mają z Sandorem Maraiem i "Pierwszą miłością".

Tym razem bohaterem jest 52-letni nauczyciel łaciny w lokalnym gimnazjum, człowiek osamotniony, zapomniany, a może nawet niepotrzebny. Przegrany, dojrzały mężczyzna zakochuje się w swojej uczennicy, a własne emocje i przemyślenia opisuje w pamiętniku, który czytamy. Nie powiem, że z wypiekami na twarzy, choć wyznania złapanego w pułapkę podświadomości nauczyciela niepokoją. Sytuacja nie jest w końcu naturalna.

Choć bohater walczy, wie również, że świat i wszechświat nie staną po tej samej stronie. Jego miłość to jednak tylko erotyczny pociąg, skojarzony z nienawiścią do rywala o względy dziewczyny z maturalnej klasy, przedmiotu mrocznego pożądania. Margit nie wydaje się z opisów szczególnie atrakcyjna, no ale w wieku nauczyciela powinna mu wystarczyć jej młodość.

Czytając "Pierwszą miłość" i znając późniejsze dokonania autora, szybko się orientujemy, że w standardowej opowieści chodzi o coś innego niż cierpienia starego Wertera. Pod podszewką miłosnych niebezpiecznych związków, czają się libertyńskie uniesienia, czyli gra z wartościami. Werter Goethego miał w sobie naiwność, głupotę nawet, nauczyciel Maraia pała tylko zawistną zazdrością o szansę, stracone możliwości, o to, co przed uczniami i to, co już nieuchronnie za nim. Jest terminatorem miłości, nie kochankiem. Działa, jak ci doświadczeni z opowiadań Hłaski, przycinający tych niewinnych do poziomu własnego niespełnienia. Można tę powieść czytać jako moralitet, perwersyjny romans, można doszukać się historycznego oddechu. Bo akcja dzieje się w roku 1912, tuż przed upadkiem austro-węgierskiego imperium.

Tragizm zbrodni, zdrady, miłości, losu, systemu, czasu to częste tematy książek Maraia, dotkniętego chorobą geograficznej i wewnętrznej emigracji twórcy wybitnej i bardzo dobrej literatury. W styczniu 1989 r. zapisał w "Dzienniku": "Czekam na wezwanie, nie ponaglam, ale i nie ociągam się. Już pora". Potem zadzwonił na policję, oznajmiając zamiar popełnienia samobójstwa. Policjanci z amerykańskiego San Diego już nie zdążyli.

Kiedyś o swej lekturze Dostojewskiego Marai zanotował: "tak mnie męczy, jakbym się zamknął w jednym pokoju z szaleńcem, ale takim szaleńcem, który może kiedyś zostanie ogłoszony świętym". Słowa znaczące również w przypadku autora "Pierwszej miłości", książki niedorównującej późniejszym, lecz podobnie poruszającej.

Sandor Marai "Pierwsza miłość", przeł. F. Netz, Czytelnik, 2007

REKLAMA