Roma ******

Jan Pelczar | Utworzono: 18.12.2018, 00:06 | Zmodyfikowano: 18.12.2018, 00:06
A|A|A

Oto tegoroczny zwycięzca Wenecji i przyszłoroczny triumfator Oscara. Alfonso Cuaron może mówić, że nie rywalizuje z Pawłem Pawlikowskim, ale pokona polskiego reżysera jego własną bronią: czarno-białym filmem, skomponowanym z malarskich kadrów, zrealizowanym po powrocie do ojczyzny. „Roma” jest, jak „Ida” i „Zimna wojna”, osobistym dramatem rozegranym na tle ważnych wydarzeń historycznych i społecznego przełomu. Historia, osadzona w Meksyku na początku lat siedemdziesiątych XX wieku, opowiedziana jest, mimo tych podobieństw, w zupełnie innym stylu.

Są chwile inscenizowane, pozowane, których Cuaron używa jak dawniej malarze swoich kompozycji. By uwydatnić czyjąś pozycję, cechę, podkreślić podziały i napięcia. Obserwujemy życie rodziny z klasy średniej, próbującej zachować kurs mimo potężnego kryzysu, skrywanego przed dziećmi. Równolegle towarzyszymy Cleo, służącej w ciąży. Są momenty czyste, subtelne, przezroczyste, gdy stajemy się obserwatorami rodziny, żyjącej pod jednym dachem ze służącymi. Czasem zyskujemy nawet perspektywę kolejnego członka rodziny, kolejnego dziecka, uczącego się zasad rządzących zbiorowością.

Nie ma sensu narzekanie na tych, którzy nie wybiorą się na „Romę” do kina i zobaczą film Alfonso Cuarona na Netfliksie. Skoro oglądamy dzieło sztuki o empatii, wykażmy się jej odrobiną i przyjmijmy, że na wyprawę do kina nie każdy może sobie pozwolić. Faktycznie, „Roma” traci wiele ze swojej siły na małym ekranie, jej panoramiczne ujęcia nabierają w kinie wszechmocy. Ale i przy mniejszym oddziaływaniu, widzowie na całym świecie będą teraz, wzorem jednej ze scen „stworzonych do kina”, próbowali oprzeć stopę na kolanie drugiej nogi, z uniesionymi rękami, splecionymi dłońmi i zamkniętymi oczami.

Narracyjnie jest „Roma” majstersztykiem nadawania każdej scenie podwójnych znaczeń, bez wypuszczania dramaturgicznej nici. Wizualnie – arcydziełem sztuki komponowania kadrów i prowadzenia widza przez ujęcia. Do historii kina przejdzie w parze z gwiazdkowym Bergmanem – „Fanny i Aleksander”, podczas tegorocznych świąt warto obdarowywać się tym filmem w parze z książką „Służące do wszystkiego” Joanny Kuciel-Frydryszak. W Polsce pomoc domowa to nie tylko kwestia historyczna. Otacza nas coraz więcej kobiet podobnych do Cleo, przyjeżdżających z Ukrainy. Jednocześnie daleko nam do poziomu, który pozwoliłby się większości kinomanów utożsamiać z członkami rodziny, która główną bohaterkę „Romy” zatrudnia. Wciąż aktualna wydaje się też podstawowa obserwacja, płynąca z doświadczeń zbiorowości Cuarona: szansą na ratunek jest mądrość kobiecego współdziałania. Mężczyźni, w pierwszym, od czasu „I twoją matkę też”, meksykańskim filmie reżysera, przynoszą jedynie swoje prawa i niesprawiedliwość.

REKLAMA

To może Cię zainteresować