Scott Balcerek: "zaczynam serial o Los Angeles Lakers".

Jan Pelczar | Utworzono: 01.11.2018, 17:19 | Zmodyfikowano: 01.11.2018, 17:19
A|A|A

zdj. mat.prasowe AFF, BTW Photographers

POSŁUCHAJ ROZMOWY:

PRZECZYTAJ ROZMOWĘ:

Jaką moc miała dla Ciebie historia Szatana i Adama, że poświęciłeś jej 20 lat?

Sam też jestem muzykiem. Około 1991 roku montowałem film o ulicznym wokaliście z mojego rodzinnego miasta, Pittsburgha w stanie Pensylwania. Ten dokument wygrał studenckiego Oscara, to dla studentów bardzo ważna nagroda. I ludzie zabrali mnie na koncert Satan & Adam. Dzięki nagrodzie miałem moc, by przekonać producentów do zainteresowania się ich tematem. A kiedy ich zobaczyłem po raz pierwszy, uderzyła mnie siła ich muzyki. Na scenie widzisz dwie osoby, a brzmią jak pięć. I tak bardzo się od siebie różnili. Jeden był jak starszy, czarny grizzly, jak się później okazało bluesman z Missisippi. Drugi to zdecydowanie młodszy biały Żyd po prestiżowej uczelni. Ich muzyka mnie porwała. Byli niesamowici. Drugą, bardziej przykrą obserwacją było to, że wydawali się alegorią amerykańskiej muzyki, która zrodziła się ze zderzenia białych i czarnych. To stworzyło bluesa, jazz, rocka, można by długo wymieniać. To wielka amerykańska sprawa, o której chciałem opowiedzieć. I myślałem, że będę podążał za ich drogą do coraz większych sukcesów. Nie spodziewałem się, że Szatan nagle kompletnie zniknie. To wymusiło kompletną zmianę struktury filmu, nad którym pracowałem. Dlaczego wytrwałem? Myślę, że kluczowe było odnalezienie Sterlinga po dwóch latach i to, że mimo choroby, która nie pozwalała mu dalej grać, zgodził się i wpuścił mnie z powrotem do swojego życia. Wiem, że ja nie zgodziłbym się na taką ingerencję w moje życie, gdybym był także nie w pełni władz umysłowych. Sterling przechodził wtedy naprawdę trudny czas. Miał sporo problemów. mimo to otworzył przede mną swoje życie i wiedziałem, że nie mogę tego zignorować. Zabrało to sporo czasu, a po drodze zostaliśmy przyjaciółmi.

Mówiłeś o alegorii, ale Szatan i Adam stają się też metaforą trudnych relacji między białymi i czarnymi Amerykanami. W czasach, gdy Adam zaczął grać u boku Sterlinga wyrażenie "biały w Harlemie" było określeniem używanym do opisania skrajnego niebezpieczeństwa.

W czasach, od których zaczyna się historia, napięcie rasowe w USA było ogromne. Ono występowało zawsze, ale czasem bywało większe i wtedy zdecydowanie było na bardzo wysokim poziomie. To, że spotkali się właśnie w takim okresie było niezwykle interesujące. Dlaczego ci dwaj? Piękna historia muzyki jako jednoczącej siły. Ale nie zdawałem sobie sprawy, że kiedy skończę film napięcie rasowe powróci na równie wysokim poziomie. Myślę, że film przychodzi we właściwym czasie, że ludzie go obejrzą i coś z niego wyniosą. Oby więcej o jedności niż o podziałach.

Czy nagroda na American Film Festival, przyznana przez wrocławską publiczność, jest dla ciebie ważna?

 Tak, z dwóch powodów. Uważam swój film za bardzo amerykański. I domyślam się, że nie macie tutaj takich problemów, jakie mamy u siebie. Ale fakt, że publiczność stąd tak go odebrała i zareagowała, przynosi mi wielką ulgę i jest powodem do radości. Poza tym mój ojciec był Polakiem. Nie żyje już, ale wiem, że byłby bardzo dumny, że pokazałem film w jego ojczyźnie i zostałem nagrodzony. To jest ten drugi powód - jestem w połowie Polakiem.

Jesteś też autorem uznanych dokumentów sportowych - o młodości LeBrona Jamesa, czy serii krótkich form o futbolistach, braciach Manningach.

Myślę, że dokumenty sportowe należą do najlepszych filmów tego gatunku. Zwykle zmierzają w stronę finału. Przy okazji pokazują, ile czasu atleci poświęcają na doskonaleniu swoich umiejętności. Widzowie obserwują ich walkę, Aż dochodzi do pojedynku. I to ma zawsze na dużym ekranie magiczny efekt. To niezwykły wehikuł do opowiadania historii. Można w nim pomieścić motywy, które wydawały się nigdy nie przynależeć do rywalizacji sportowej. W przypadku filmu o LeBronie, to co działo się poza boiskiem łączy się na koniec z wydarzeniami na parkiecie. I myślę, że to jest dla mnie w dokumentach sportowych najbardziej atrakcyjne - potencjał do poruszania rozmaitych kwestii oraz opowiadania wciągającej historii. Poza tym kocham sport, szczególnie koszykówkę i futbol amerykański. Sport i muzyka, dwie moje pasje, złączone w trzeciej, kinie, łączy jedno: to, co dzieje się poza występami na scenie, sytuacje z szatni i z boiska, kiedy się połączy te światy ze sobą, uzyskuje się niezwykłą kombinację. Właśnie to mnie w nich pociąga.

I kolejne projekty dalej dzielisz między muzyczne i sportowe?

Tak. Chciałbym zrobić kolejny dokument muzyczny, ale także fabułę o niektórych aspektach historii opowiedzianej w "Szatanie i Adamie". Chciałbym przerobić część filmu, w której Sterling jest w domu opieki, na fabularny scenariusz. Podoba mi się pomysł, by opowiedzieć o jego odnalezieniu i powrocie. Nikt nie wiedział, gdzie zniknął Sterling. Wydawało się, że już pozostanie tajemniczą postacią. Jego historia ma w sobie ciężar, który poniósłby fabułę. Teraz pracuję też nad projektem dla Los Angeles Lakers. Opowiemy o słynnym zespole koszykarskim, nie zaczęliśmy jeszcze zdjęć. Ale to będzie długi serial. Mam opowiedzieć o różnych epokach ich Showtime. Mam nadzieję, że w międzyczasie rozpocznie się kolejne Showtime z LeBronem Jamesem w roli głównej.

 

REKLAMA

To może Cię zainteresować