Thor: Mroczny świat **** (Recenzja)

Jan Pelczar | Utworzono: 13.11.2013, 10:20 | Zmodyfikowano: 13.11.2013, 09:21
A|A|A

Widziałem większość ciekawych i udanych premier, która w długi weekend trafiła na nasze ekrany, ale najlepiej bawiłem się na drugiej części „Thora”. Chris Hemsworth jako syn Odyna pojawia się w naszych kinach po raz trzeci.

W międzyczasie błysnął w „Avengersach”, które ugruntowały status Jossa Whedona jako boga kinowego świata Marvela. Wydawca słynnych komiksów prezentuje przed „Mrocznym światem” swoje nowe logo w 3D, a na napisach końcowych wstęp do „Guardians of Galaxy” z Benicio Del Toro, który najwyraźniej polubił kreacje koloru blond. Pomiędzy drobiazgami dla fanów upchnięto dwie godziny wartkiej akcji, upiększanej ironicznym poczuciem humoru charakterystycznym dla Whedona. Uśmiechy w stronę Kapitana Ameryki, i Mjornira, młota Thora docenią nie tylko fani komiksów.

W filmowym uniwersum nie jest już tak szekspirowsko, jak w pierwszej części, reżyserowanej przez Kennetha Branagha, ale dramatycznych wydarzeń nie brakuje. Od prostolinijnego Thora znów ciekawszy jest czarny charakter – jego brat Loki, prezentujący do samego końca swoje rozmaite oblicza. Tom Hiddleston w roli niedoszłego władcy miał lepszy materiał na najlepszą kreację filmu niż Anthony Hopkins grający samego Odyna. Aasgard i Ziemia muszą poradzić sobie z zagrożeniem ze strony Czarnych Elfów, które może pochłonąć całe uniwersum. Źli mówią swoim językiem i noszą cudownie niepokojące maski. W tej kreacji widać rękę Alana Taylora, jednego z twórców „Gry tronów”.

W połączonych ze sobą światach nie jesteśmy już skazani na śledzenie dość papierowej i konwencjonalnie przedstawionej ziemskiej kochanki Thora granej przez Natalie Portman.. Darcy, którą ponownie gra Kat Dennings, znana z sitcomu „Dwie spłukane dziewczyny”, też dostanie swojego stażystę i swój pocałunek. Tłem dla wojny światów będzie Londyn. Pojawi się wprawdzie nowy wieżowiec brytyjskiej stolicy – Shard, ale w jednej z zabawniejszych i efektowniejszych scen bohaterowie ześlizgują się po Guerkenie, budynku pięknie zaprojektowanym przez Normana Fostera. Scenerią finałowej batalii jest zaś Greenwich. Szkoda tylko, że ostateczna walka nie zamyka bardziej wielowymiarowej opowieści. Lokiemu dokręcono kilka scen, gdy reszta filmu była w fazie montażu. Robiono pod nie miejsce usuwając fragmenty z przywódcą Mrocznych Elfów Malekithem (Christopher Ecclestone). Z jednej strony „Mroczny świat” na tym zyskał, bo Loki, o czym świadczy najlepiej ostatni zwrot akcji, jest postacią najciekawszą, ale zachwiano kręgosłupem całości.

Chris Hemsworth, odtwórca roli Thora, pokazał się nam w ten weekend w kinach także jako James Hunt, rywalizujący z Nikim Laudą kierowca Formuły 1. Na czas seansu „Wyścig” Rona Howarda zdecydowanie wbija fotel, później wiele z porządnie skleconej fabuły w nas nie zostanie. Inaczej miałem z „Kapitanem Phillipsem”, który chwycił mnie za gardło dopiero pod koniec, gdy okazało się, że dla Paula Greengrassa pokazywana niemalże dokumentalnie historia dowódcy statku transportowego, porwanego przez somalijskich piratów, nie jest czarno-białym obrazem ze złymi i dobrymi postaciami. Wszyscy mamy swoich szefów – jak mówi w filmie bohater Toma Hanksa. No, prawie wszyscy. Roman Polański robi to, co chce, niczym na artystę przystało.

Teraz w onirycznej klamrze zamyka nas w archaicznej przestrzeni teatralnej i pokazuje na dwoje aktorów damsko-męską grę, której patronuje Leopold von Sacher-Masoch. Pięter interpretacji jest wiele, szczególnie że aktorkę walczącą o rolę zagrała Emmanuelle Seigner, prywatnie żona reżysera, a partnerujący jej w filmie „Wenus w futrze” Mathieu Amalric ucharakteryzowany jest na Polańskiego. A jednak i na tej premierze minionego piątku momentami się nudziłem. Uprzedzałem, prosty kinoman ze mnie: potrzebuję uderzenia młotem i spełnionego oczekiwania na scenę po napisach. W „Thorze: Mrocznym Świecie” dostałem podwójny bonus. W dziedzinie kinowej rozrywki Jossowi Whedonowi nadal będę ufał w ciemno, nawet jeśli jego serial „Agents of S.H.I.E.L.D” trochę mnie zawodzi. Mają się w nim jednak pojawiać elementy drugiego „Thora”, więc jest szansa na poprawę.

REKLAMA