IDA ***** (Recenzja filmu)

Jan Pelczar | Utworzono: 17.10.2013, 11:05
A|A|A

Jeszcze przed wrocławską premierą obraz Pawła Pawlikowskiego ma kolejną szansę na nagrodę: startuje w konkursie głównym Londyńskiego Festiwalu Filmowego. W Anglii, gdzie reżyser spędził większą część życia, „Ida” zbiera dobre recenzje, udowadniając uniwersalny wymiar filmu.

Tytułowa bohaterka to sierota wychowana w klasztorze. U progu lat 60. XX wieku ma przyjąć śluby zakonne, ale wcześniej zostaje wysłana na spotkanie z jedynym znanym członkiem rodziny: obojętną z pozoru na jej los ciotką Wandą.

Komunistka, stalinowska prokurator, alkoholiczka, a jednocześnie znakomita, rzeczowa obserwatorka. Razem wyruszą na poszukiwanie śladów po rodzinie, grobu rodziców Idy. Pawlikowski dotknie tu polskiego tabu, które eksplorowało „Pokłosie”. W przeciwieństwie do fatalnie poprowadzonego filmu Władysława Pasikowskiego, „Ida” nie jest prosto rozrysowanym dziełem rozliczeniowym, to złożony z szarości, poruszający portret ludzi i czasów.

Dzieło o traumie, szukaniu własnej drogi, także o szansie na odkupienie, powtórne wejście w życie. Pawlikowski genialnie zestawił ze sobą dwie aktorki: naiwną, nieobytą w świecie Idę zagrała Agata Trzebuchowska, debiutantka, która nie marzy o karierze aktorki. Wypatrzyła ją dla Pawlikowskiego w warszawskiej kawiarni Małgośka Szumowska.

Miała oko, a reżyser wiedział jak to wykorzystać. Bezbłędnie poprowadził Trzebuchowską naprzeciw Agaty Kuleszy, doświadczonej aktorki, która w fascynujący sposób portretuje jedną z najbardziej niejednoznacznych postaci, jakie pokazało nam polskie kino w ostatnich latach. Kulesza napracowała się na planie, bo Pawlikowski operuje obrazami, co chwile chce powtarzać sceny już zarejestrowane, w głowie montuje film na bieżąco i po wielokroć.

Dzięki temu „Ida” jest nie tylko dziełem dotykającym do trzewi, ale również pięknym, wystylizowanym. Są wartburgi, syrenki, piosenki Haliny Majdaniec i Marii Koterbskiej. Umiejętnie wpleciono w drugi plan epizody: szansonistki w wykonaniu Joanny Kulig i amanta, którego gra Dawid Ogrodnik.

Prosta w obrazach, a złożona w znaczeniach rzeczywistość „Idy” powraca niczym złe wspomnienie. Jest w nim wiele dobra i chcemy dać mu szanse, ale przytłacza nas wiedza o grzechach. Szukamy sensu i wiary, przenika nas smutek, ale nie przestajemy łaknąć radości. Mieszają się perspektywy: ludzka i boska, do nas należy wybór, która pozostanie ważniejsza, do której będziemy chcieli dorosnąć.

REKLAMA