DRUGIE OBLICZE **** (RECENZJA)

Jan Pelczar | Utworzono: 22.05.2013, 15:03
A|A|A

Bez Goslinga na ekranie „Drugie oblicze” zdecydowanie traci na jakości. Z filmu wybitnego staje się przeciętnym. Bogata w znaczenia i tropy sensacyjna historia przekształcona zostaje w poprawnie odegraną, naznaczoną znanymi zwrotami akcji sagę dwóch rodzin, połączonych przypadkiem, losem, przeznaczeniem. Klątwą i nadzieją jednocześnie.

Do końca linię poziomu, z którego film nie schodzi, wyznaczają nastrojowa i uruchamiająca emocje, liryczno-drapieżna muzyka Mike'a Pattona oraz podążające za bohaterami, podkreślające ich życiowe rozterki, zdjęcia Seana Bobbitta.

Operator, który podpatrywał Michaela Fassbendera we „Wstydzie” teraz kieruje obiektyw kamery na Goslinga, aktora wyniesionego przez film „Drive” do rangi współczesnego wolnego jeźdźca – buntownika i romantyka. Przez chwilę wydaje się nawet, że jego nowy bohater Luke Glanton, jest kolejnym wcieleniem postaci z filmu Nicolasa Windinga Refna.

Zamieniono jedynie samochód na motor, a miejsce charakterystycznej kurtki zastąpił biały podkoszulek. Zamiast wykałaczki w ustach, wzrok przyciągają sięgające twarzy, tandetne tatuaże. Wzrok Goslinga jedynie przez chwilę wydaje się taki sam. Tym razem buduje postać mężczyzny twardego, ale płacącego wysoką cenę za niedojrzałość. Z jednej strony ma seksistowską wizję świata. Gdy chce zająć się dzieckiem, które urodziła mu postać Evy Mendes, mówi o jej nowym partnerze: „Może znaleźć sobie nową dziewczynę i zrobić własne dziecko. To prawo każdego mężczyzny”.

Z drugiej strony ulega własnym słabościom, tworząc fantastyczny przestępczy duet z Benem Mendelsohnem. Na takich kreacjach drugiego planu zbudowano mit gangsterskiego kina w Stanach Zjednoczonych. Nawet jeśli portretowano nie grube ryby świata przestępczego, ale pochowaną w warsztatach samochodowych drobnicę. Po udanym skoku Glanton i jego kompan tańczą z psem, kundelkiem, do Bruce'a Springsteena. Najbardziej amerykański z artystów sceny muzycznej dawno nie doczekał się filmu, który byłby tak znakomitą ilustracją jego kompozycji.

Jeśli coś łączy Luke'a Glantona z poprzednimi bohaterami Goslinga, to sentymentalny urok rzucony na własną osobowość, filmowe otoczenie oraz w stronę widowni. W „Drugim obliczu” czaruje w amerykańskiej jadłodajni oraz domagając się lodów dla synka. Stając do polaroidowego zdjęcia i po prostu „chwytając nastrój”. – Jeśli będziesz prowadził się jak błyskawica, rozbijesz się jak piorun – ostrzega kolega.

Miejsca na sentymenty w filmie Dereka Cianfrance nie ma. Autor znakomitego „Blue Valentine”, nie wprowadzonego nigdy do polskich kin, ale pokazywanego m.in na American Film Festival, poszedł o krok dalej. Znów gra na emocjach widza, ale zamiast działać na przekór chronologii i analizować rozpad jednego związku, idzie wraz z upływem czasu, śledząc konsekwencje złych wyborów, społecznego naznaczenia i życiowego cwaniactwa. Jesteśmy w miejscu za sosnami, tytułowym, bo w oryginale film nazywa się „The Place Beyond the Pines”. W języku miejscowych Indian mówi się Schenectady. I taką nazwę nosi miasteczko, w którym ścierają się losy bohaterów.

Gdy ciężar ekranowej obecności zdejmuje Bradley Cooper, film nie przestaje być porządny, ale nawet najlepsza w karierze rola aktora z „Kac Vegas” pozbawiona jest ciężaru, pozostawionego przez Goslinga. Cooper ma z pewnością większe szanse na Oscara, skoro ostatnio nominowano go nawet za „Poradnik pozytywnego myślenia”, a Gosling nie doczekał się wyróżnienia po znakomitych rolach w „Drive” oraz „Larsie i prawdziwej dziewczynie”. Takie rozróżnienie z czerwonego dywanu pasuje do ekranowej rzeczywistości „Drugiego oblicza”. Cyniczny policjant grany przez Raya Liottę nie ma złudzeń: złapałeś na gorącym uczynku złodzieja, który okazał się biały – zdobywasz bonusowe 50 punktów.

Im bliżej końca, tym więcej utartych schematów. Wątek młodzieżowy to przy okazji przerysowane aktorstwo w złym guście. Dane DeHaan i Emory Cohen są chwaleni, oczekuje się po nich wiele w przyszłości. Dla mnie ich srogie miny i obojętność na zły los pasują bardziej do karykatury niż do dramatycznej sagi. „Drugie oblicze” to rzeczywiście film o dwóch twarzach.

REKLAMA