Hitchock i jego dziewczyna (Recenzje)

Jan Pelczar | Utworzono: 27.02.2013, 11:33
A|A|A

2012 można było śmiało obwołać rokiem Hitchcocka. Brytyjski Instytut Sztuki Filmowej przygotował całoroczną retrospektywę, odrestaurował nieme filmy angielskiego reżysera i wydał fascynującą książkę, parafrazując tytuł jednej z produkcji „Hitcha”. „39 kroków do Hitchcocka” to zbiór esejów, analizujących poszczególne dzieła twórcy. Ujęto w nich nie tylko wybitną myśl filmową, ale także problemową, psychologiczną i polityczną autora mrożących krew w żyłach sensacji.

W Polsce nazwisko Hitchcocka przytaczają najczęściej dziennikarze, którzy niewiele z jego filmografii widzieli. Wykorzystują nazwisko słynnego reżysera na wzór innych językowych wytrychów, np. „magicznej bariery”. W relacjach sportowych często pojawia się „scenariusz, którego nie powstydziłby się Hitchcock”, wiele wydarzeń zaczyna się wedle przypisywanej Alfredowi recepty o trzęsieniu ziemi. Krytykom filmowym pozostało wyśmiewanie reżysera Juliusza Machulskiego, który publicznie nazwał w 2011 roku Hitchcocka reżyserem klasy B. Szkoda, że filmy, które podpatrują legendarnego twórcę przy pracy nad „Ptakami” i „Psychozą”, czynią mniej, by obalić podobny pogląd niż wspomniana literatura fachowa.

Kinowy „Hitchcock” opowiada o pracy reżysera nad „Psychozą”. Alfred Hitchcock grany przez Anthony'ego Hopkinsa ryzykuje własne pieniądze i każe wypożyczyć z wszystkich bibliotek literacki pierwowzór, by widownia nie poznała przed premierą zakończenia. Alma Reville, w kreacji Helen Mirren, przeżywa kryzys wiary w męża i małżeństwo. I ten wątek zaczyna dominować. Debiutujący jako reżyser fabuły scenarzysta filmu „Terminal” z Tomem Hanksem Sacha Gervasi najpierw wprowadza odpowiedni klimat, udowadnia, jak wiele ryzykował mistrz suspensu, stawiając na historię z horroru, ale od połowy czyni z własnego dzieła melodramat. Hitchcock jest pochłonięty pracą i zafascynowany kolejną zimną blondynką. Obsadził ją w głównej roli kosztem dawnego zauroczenia. Janet Leigh dostała szansę, bo Vera Miles przed laty zaszła w ciążę tuż przed zdjęciami do „Zawrotu głowy”. Zastąpiła ją wówczas z powodzeniem Kim Novak, ale Hitchcock zachował urazę.

Film o pracy nad „Psychozą” mógł być studium nie tylko genialnej intuicji mistrza, ale również jego skomplikowanych relacji z kobietami. Szczególnie, że udało się inscenizowanie scen z „Psychozy” z udziałem Scarlett Johansson w roli Janet Leigh. Dobrze wypadli też Jessica Biel w roli Very Miles, a chyba najlepiej James D'Arcy jako Anthony Perkins. Problem leży w przesunięciu akcentów. Gervasi nie wnika w podteksty, które mogłyby przykuć do ekranu kinomanów i miłośników Hitchcocka, robi ukłon w stronę szerszej widowni. Wybiera sceny z życia małżeńskiego i inscenizuje je uniwersalnie. Efektem jest melodramat, w którym głównymi postaciami niekoniecznie musieli być Alfred Hitchcock i Alma Reville. To mogło być zwykłe małżeństwo. W tę stronę budują swoje kreacje główni aktorzy. Hitchcock Hopkinsa jest właściwie poczciwy, Alma wg Mirren pełna troski.

Genialnie wyszedł tu jeden zabieg – mistrz suspensu dyrygujący odgłosami widowni, oglądającej słynną scenę pod prysznicem, przy akompaniamencie charakterystycznej muzyki. Kompozycja Bernarda Herrmanna i okrzyki przerażonych widzów docierają w foyer do triumfującego reżysera. Hopkinsa wyśmienicie ogląda się jeszcze w spocie reklamowym „Hitchcocka”, który jest jednocześnie prośbą o wyłączenie telefonów komórkowych na sali kinowej. Szkoda, że sam film nie jest aż tak wciągający, by widzowie byli gotowi na czas jego trwania zapomnieć o kontakcie z rzeczywistością.

Jeszcze bardziej zaskakujące, że o wiele bardziej wciągająca okazała się produkcja telewizyjna „The Girl”. W filmie HBO Hitchcoka zagrał Toby Jones. Aktor musiał przeżyć deja vu. W 2006 roku zagrał w kameralnym „Bez skrupułów” Trumana Capote. Premierę przesunięto, bo równolegle pisarza zagrał Philip Seymour Hoffman. Na domiar złego oba filmy opowiadały historię powstawania „Z zimną krwią”. Rola Jonesa była dobra, ale pozostała w cieniu wybitnego i nagrodzonego Oscarem występu Hoffmana. Po latach Jones mógł się obawiać zestawienia z Hopkinsem. A tu nie dość, że skromniejsza produkcja telewizyjna jest ciekawsza, to jeszcze rola Jonesa bardziej pobudza wyobraźnię. Hopkins może bardziej przypomina Hitchcocka, ale zewnętrznie, tworzy jowialny portret reżysera. Spora w tym zasługa nominowanych do Oscara specjalistów od charakteryzacji. Jones zajrzał za to w głąb psychiki i natręctw reżysera.

Opowiadający sprośne limeryki, szukający sposobu do obłapiania nowej aktorki – takiego Hitchcocka raczej nie da się lubić. Z drugiej strony nie można go też potępiać – wcielająca się w jego obiekt fascynacji Siena Miller rzeczywiście na wyjątkową atencję zasługuje. Hopkinsa i Mirren pominięto w sezonie nagród, Jones i Miller byli nominowani do Złotych Globów, podobnie jak sam film. Dzieło Juliana Jarrolda, znanego z „Powrotu do Brideshead”, jest pełne ciekawych stylizacji. Zaczyna się od cytatu z Hitchcocka, wyświetlonego na czarnym tle: „Blondynki czynią idealne ofiary. Są niczym dziewiczy śnieg, na którym widać krwawe ślady”. Później kamera często fetyszyzuje rekwizyty z „Ptaków” i „Marnie”. Tytułową dziewczyną Hitchcocka jest Tippi Hedren, modelka obsadzona w głównych rolach w dwóch skrajnie różnych filmach. O ile przed „Hitchockiem” z Hopkinsem nie trzeba odświeżać sobie „Psychozy”, to przed produkcją z Jonesem warto przypomnieć sobie dwa filmy, których realizacja stanowi fabularne tło. Wówczas jeszcze więcej zrozumiemy i jeszcze bardziej docenimy pracę twórców kostiumów, scenografii i zdjęć w telewizyjnym obrazie zatytułowanym w oryginale po prostu „The Girl”.

Hitchcock znów czuje się poniżony i odrzucony. Najpierw przez Grace Kelly, która rezygnuje z kariery aktorskiej na rzecz ślubu z księciem Monako Rainierem. Później przez odrzucającą lubieżny flirt Hedren. Wszystkiemu przypatruje się z boku Alma Reville grana przez Imeldę Staunton. Jej żona Hitchcocka zdaje się bardziej bierna, ale nie mniej wściekła na męża niż bohaterka Helen Mirren. Przede wszystkim jednak odgrywa w scenariuszu zdecydowanie bardziej drugoplanową rolę. Najważniejsza jest relacja reżysera i aktorki. Najbardziej wymowne są sceny z planu filmowego „Ptaków”, gdy Hitchcock przez pięć dni z rzędu testował wytrzymałość odtwórczyni głównej roli. Jarroldowi udaje się uchwycić sporo podtekstów z filmografii bohatera. W końcówce spłyca jednak historię, daje pierwszeństwo emocjom i wzajemnym relacjom, a nie społecznej, czy zawodowej roli swoich postaci. Arcyciekawa pozostaje rola „Ptaków” i „Marnie” chociażby w dyskursie feministycznym. I sposób, w jaki Hitchcock dociera do lęków, uruchamia traumy, sensacyjnymi środkami zgłębia psychologię po obu stronach ekranu. Nieźle, jak na reżysera kina klasy B, sportretowanego właśnie w dwóch świetnie obsadzonych produkcjach.

REKLAMA