Jazda na krawędzi 3D (Recenzja)

Jan Pelczar | Utworzono: 09.05.2012, 08:42 | Zmodyfikowano: 18.05.2012, 08:45
A|A|A

„Jazda na krawędzi” to kinowa dawka adrenaliny w czystej postaci. Reżyser Richard De Aragues opowiedział o rajdach motocyklowych na wyspie Man. Należące do Wielkiej Brytanii terytorium słynie w świecie między innymi z braku ograniczeń prędkości na drogach. Dla wielbicieli ulicznych wyścigów motorowych wyspa stała się prawdziwą mekką. „Jazda” przybliża nam sylwetki uczestników najbardziej wymagających rajdów, śledzi ich przygotowania, możemy podglądać kierowców w parkach maszyn, słuchać bardzo otwartych wypowiedzi do kamery, a przed obiektywem stają też bliscy.

Okazuje się, że niemal każdy rajd kończy się śmiercią jednego z zawodników, a właściwie należałoby powiedzieć, że podczas wyścigów dochodzi do takich śmiertelnych wypadków, ale nie kończą one weekendu na szosach. Tak jak show musi trwać dalej, tak i rajdy zostają doprowadzone do finiszu ostatniej konkurencji. Najbardziej tragiczne zdarzenia powodują jedynie przerwę w zawodach, wyciszają nastroje, ale rywalizacja nie zostaje na trwałe wyhamowana.

Bazując na zwykłej relacji można uznać to za nieodpowiedzialne szaleństwo, ale „Jazda...” pokazuje w 3D, dlaczego balansowanie na krawędzi staje się nie tylko sportem, ale i sensem życia. Narracja skupia się wokół najbardziej ekscentrycznego z entuzjastów wyścigów Man TT. Guy Martin opowiada o specyfice ulicznego ścigania, ale odsłania też najbardziej intymne szczegóły swoich specyficznych przygotowań. Martin jest jednocześnie rajdowcem i mechanikiem, zdaje się, że poza rajdami nie widzi świata. Sposób w jaki sfotografowano same wyścigi sprawia, iż przestajemy się dziwić jego życiowym wyborom. Ostre zakręty, nierówności dróg użytku publicznego, zawrotne prędkości – jesteśmy bardzo blisko każdego z tych elementów.

Jednocześnie „Jazda na krawędzi” nie przeinacza się w kultowy film wąskiego grona wtajemniczonych. To poruszająca w wielu wymiarach historia o życiu w uzależniającej ekscytacji, w cieniu najwyższego ryzyka. Na wielokrotnych uczestników rajdu patrzymy niczym na wyznawców ryczącej religii, pochłaniających kolejne kilometry w stanie super-szybkiego uniesienia. W świecie sportowego dokumentu z „Jazdą na krawędzi” mógł się w ostatnim roku równać jedynie film o innym kierowcy wyścigowym – Senna, dostępny u nas na dvd. Chociaż z nadmiernej prędkości można zginąć, to potrzeba szybkości nie ginie. Twórcy „Jazdy...” opowiadają o tym inteligentnie, z wyczuciem, mieszając niepokój i niedowierzanie z podziwem.

REKLAMA