Recenzja "Ewy"

Jan Pelczar | Utworzono: 30.09.2011, 12:36 | Zmodyfikowano: 30.09.2011, 12:37
A|A|A

Fot. mat.prasowe

Adam Sikora, wybitny polski operator i ceniony dramaturg Ingmar Vilquist zadebiutowali w duecie reżyserskim. „Ewa” spodobała się widzom zeszłorocznych Nowych Horyzontów, ale długo czekała na ogólnopolską premierę kinową. Wreszcie, wraz z nadejściem kolejnej jesieni, widzowie w całym kraju mogą obejrzeć film o dramacie rodziny, która po upadku kopalń musi znaleźć nowy sposób na życie i utrzymanie. Andrzej Mastalerz idealnie pasuje do roli człowieka zdominowanego przez nędzę i brak perspektyw, ryzykującego zdrowiem dla złomu i w biedaszybach. „Ewa” należy jednak do Barbary Lubos-Święs, jego filmowej żony, poszukującej ratunku w coraz bardziej dwuznacznych propozycjach pracy.

Historia, poprawnie opowiedziana przez Sikorę i Vilquista, nie jest może odkrywcza, łatwo przewidzieć kierunki, w których będzie się rozwijać, ale jej subtelne ujęcie pozwala widzowi współodczuwać wraz z bohaterami. Udało się opowiedzieć nie tylko o walce o uchronienie rodziny przed rozpadem, ale również o determinacji w dążeniu do zachowania kobiecości, w ekstremalnych niekiedy warunkach i granicznych sytuacjach. Sikora i Vilquist parafrazują w niektórych scenach emblematyczne ujęcia z filmów Kazimierza Kutza, a wiarygodność zyskują prowadząc narrację w śląskiej gwarze.

Nie ma jednak obawy, że poza regionem katowickim film nie znajdzie zrozumienia u odbiorców, podobne dramaty są uniwersalne i przynależą raczej do czasów, nie miejsc. Twórcy nie oferują łatwej pociechy, ale dbają o każdy detal. W przygnębiającej wizji współczesności przemysłowego regionu potrafią odpowiednio wystylizować poszczególne ujęcia, by nie ocierać się o sztuczność. A pogubionych, poranionych bohaterów zrozumieć może każdy, kto zdoła postawić się w ich sytuacji.

Posłuchaj recenzji:

REKLAMA
Dźwięki