Strefa Stylu RAM - Leica

Krzysztof Janoś | Utworzono: 07.12.2010, 08:37 | Zmodyfikowano: 08.12.2010, 10:01
A|A|A

Niczym w Bajce sto lat temu nowa era w fotografii również rozpoczęła się od zmęczenia pewnego inżyniera. Nazywał się Oskar Barnack, pracował w zakładach optycznych Leitz., Mimo że pomówiliśmy go już o lenistwo lubił chodzić po górach i robić zdjęcia. Ale męczyło go ciężkie pudło aparatu i worek filmów dużego formatu.

Tymczasem już na początku XX wieku pionierzy filmowcy powszechnie używali taśmy filmowej o szerokości 35 milimetrów. Barnack pomyślał, że to idealny rozmiar dla wygodnego aparatu fotograficznego: zamiast naświetlać duży negatyw, praktyczniej będzie wykorzystać mniejszy, a potem przenieść powiększony obraz na papier fotograficzny.

Jak pomyślał, tak zrobił. W 1913 roku skonstruował Ur-Leica - prototyp aparatu małoobrazkowego, czyli takiego, jaki każdy ma dziś w domu. Na rolce filmu mieściło się aż 40 klatek (o wymiarach 36x24 milimetry) dwa razy większych od klatek filmowych, bo ułożonych wzdłuż filmu, a nie w poprzek. Nowa marka była zbitką pierwszych liter słów "Leitz Camera".

I tak powstała kultowa Leica. Zresztą od początku ten kult jej towarzyszył. Najpopularniejszym gadżetem, jaki po wojnie zabierali ze sobą do domu amerykańscy żołnierze, była - oprócz parabellum - właśnie Leica. I tak właśnie również nieoficjalnymi kanałami dystrybucji niosła się jej sława.

Po dziś dzień mimo technologicznego boomu i rozwoju cyfrowych lustrzanek są tacy , którzy są w stanie zapłacić fortunę za tego klasyka.

Trzy lata temu na aukcji w Wiedniu za model z 1923 zapłacono 336 tysięcy euro. Model, który osiągnął tę cenę należy do prototypowej serii i jest oznaczony numerem 107. Jest pierwszym aparatem wyeksportowanym na rynek amerykański. Tym samym aparat ten stał się najdroższym małoobrazkowym aparatem fotograficznym na świecie.

Jej miłośnicy podkreślają specyficzną plastykę obrazu, jaką dają jej obiektywy, choć tego nie da się zmierzyć. Jeden z najlepszych polskich fotografów Marian Schmidt, dyrektor Warszawskiej Szkoły Fotografii, który pracuje leicą od czterdziestu lat twierdzi że: „te aparaty wybiera się jak żonę.

I nie ma takiego drugiego, jest wąski, lekki, przyjemnie leży w dłoni. Czuć, że jest świetnie zrobiony, jak szwajcarski zegarek, a to jest bezcenne."

REKLAMA