Toy Story 3 ******. Zobacz fotosy

Jan Pelczar | Utworzono: 22.06.2010, 13:58 | Zmodyfikowano: 22.06.2010, 14:04
A|A|A

Fot. mat. prasowe

Pierwsze „Toy Story” jest już klasykiem, choć piętnaście lat temu było rewolucją – pierwszym pełnometrażowym filmem, stworzonym w całości przy pomocy komputera. Technologia przyjęła się szybko, a „Toy Story” sprzed laty wygląda na tle niektórych pomysłów konserwatywnie. Trzecia część powstała już w technice 3D, ale jednym z tematów filmu wciąż jest nieubłagany postęp, jego wpływ na nasze codzienne wybory i los wykluczonych.

W pierwszej części do głosu dochodziła komputerowa świadomość – Buzz Astral ( w oryginale Lightyear, na jego cześć po latach nazwano opony Zygzaka McQueena w „Autach” ) myślał, że naprawdę jest astronautą, który potrafi latać, a dzięki laserowi spełni tajną misję. Z odsieczą szła prawdziwa ikona, amerykański bohater: kowboj. Chudy był ulubioną zabawką, mimo że oferował jedynie parę odzywek ( „ktoś zatruł studnię” ; „w moim bucie jest wąż” ). Twórcy „Toy Story” znaleźli miejsce w nowych czasach dla odwiecznych bohaterów. A historia ożywających nocą zabawek przypominała klasyczne, baśniowe opowieści. Finał rodem z kina akcji pozwalał zachwycić nową technologią.

Nowości nudzą się równie szybko jak dzieci w czasie deszczu. Zepsute, odłożone na bok zabawki – to był temat drugiej części „Toy Story”. Znów najważniejsze przesłanie zostało wyśpiewane w rytm muzyki Randy’ego Newmana. W polskiej wersji tytułową piosenkę „Ty druha we mnie masz” śpiewa Stanisław Sojka i trudno doszukać się lepszego utworu z całej fali filmów animowanych, które docierają do polskich kin przez ostatnich 20 lat. Dwie pierwsze części „Toy Story” stały się ważnym wspomnieniem dla pokoleń, dorastających w tym dwudziestoleciu. Trzecia część, która dociera po latach, to nostalgiczne pożegnanie z dzieciństwem. Tak dla bohaterów, jak i dla widzów.

Andy, posiadacz zabawek, które ożywają, wybiera się już na studia. Wątpliwe, żeby wziął ze sobą jakąkolwiek figurkę, zabawki czeka trudny los, zostaną porzucone. Nie wszystkie będą potrafiły pogodzić się z tym faktem, dojdzie do dramatycznych podziałów. Najpierw jednak twórcy „Toy Story” przypomną nam lata świetności, w efektownej sekwencji otwarcia, będącej wspomnieniem beztroskich zabaw z użyciem wszystkich bohaterów. To także niezwykła projekcja świata widzianego oczami dziecka, dorastającego współcześnie. Tak właśnie chce się bawić mały człowiek, wychowany na filmach z efektami specjalnymi, natrętnych reklamach i programach telewizyjnych z najbardziej zdumiewającymi zwrotami akcji. Inscenizowany napad na pociąg i interwencja kosmitów to również swoisty teaser. Andy i Buzz, niczym Indiana Jones czy James Bond, pojawiają się w nowym odcinku w samym środku przygody, która nie będzie miała wiele wspólnego z późniejszymi, najistotniejszymi wydarzeniami.

Bohaterów czeka w „Toy Story 3” prawdziwy szok. To znów połączy ich z widzami. Twórcom udało się zagrać z popularnymi konwencjami kina już nie tylko za pomocą figur. Nowi bohaterowie to Ken i Barbie, dzięki którym można się wiele razy pośmiać. To taki „Seks w wielkim mieście” dla zabawek.  Poza jednoznacznym ukłonem w stronę „Rio Bravo” i kina gangsterskiego autorzy operują raczej nastrojem. Inscenizacją komputerową i dialogiem budują atmosferę rodem z kina grozy, horroru, westernu, czynią z trzeciej „Toy Story” dramatyczną opowieść o ucieczce z więzienia. Scen z demoniczną twarzą Misia-Tulisia o zapachu truskawkowym nie powstydziliby się mistrzowie budowania napięcia. Światło rzucane na poszczególne części scenografii gra ważną rolę, a montaż dorównuje trylogii o Bournie. Sekwencje ataków szału dzieci z przedszkola mogą przestraszyć weteranów kina grozy. Ciarki przechodzą po plecach, by ustąpić miejsca wzruszeniu. „Toy Story 3”, jak każda część serii, ma swój morał, ale podany mimochodem, bezszelestnie wplatający się w rozmowę o filmowych atrakcjach.  Jak klasyczne bajki, które przeszły do historii literatury, „Toy Story” poważniej niż nam się wydaje opowiada o sprawach istotnych, przy czym stara się ani przez chwilę nie sprawiać wrażenia poważnej opowieści. Widzowie dorastający z Andym, Buzzem i Chudym mogą jednak zmieścić trzy części „Toy Story” na tej samej półce, co literacką klasykę.

Kubuś Puchatek na przykład to dla filmowych bohaterów wciąż nobilitacja, do Stumilowego Lasu warto uciec przed towarzystwem Shreka, który zmienił sposób serwowania kinomanom animowanych widowisk, ale sam jedynie odcina kupony od pierwszej części. Pierwsze „Toy Story” miało swoją premierę na długo przed „Shrekiem”. Trzecia część wchodzi na ekrany zaraz obok ostatniej porcji przygód zielonego ogra. „Toy Story 3” i „Shrek Forever” wykorzystują technologię 3D. Zobaczymy jaki użytek zrobią z niej fani tej bardziej rozrywkowej, godzącej dorosłych i dzieci produkcji. W „Toy Story” 3D zbliża nas do bohaterów, ale nie przeszkadza. Nie jest też niezbędne, film będzie doskonale bawił także na zwykłych ekranach telewizorów, gdy dziecko zechce oglądać kolejną część przygód Buzza i Chudego w domu, zapewne bez chwili przerwy. Wszak są tu momenty diabelnie pomysłowe i dowcipne - plan, który wcieliła w życie kompania Chudego nie ma sobie równych. Gang z „Ocean’s Eleven” nie odmówiłby mu pomysłowości. Tryb, na który przełącza się w trakcie wydarzeń Buzz Astral jest zaś prześmieszny. I znów ma nam coś do powiedzenia.

Rzadko zdarza się, by trzecia część serii trzymała tak dobry poziom i równie mocno służyła każdemu pokoleniu. „Toy Story 3” mówi do nas tak pięknie jak prawdziwe wspomnienie z ulubionej zabawy - nie zdążymy przewidzieć, co za chwilę poczujemy. Trzeba dać się ponieść dzieciństwu. Jak zauważa krytyk „New York Timesa” historia grupy plastikowych figurek, która dla obcego jest zwykłą kupką śmieci, „może być epicką opowieścią o przyjaźni i miłości oraz melancholijną medytacją o przemijaniu i stracie”. Nowy rozdział życia zaczyna się ze znajomą zabawką w kartonie, ściskając w ręku pogięty bilet.

REKLAMA