Była sobie dziewczyna (*****)

Jan Pelczar | Utworzono: 18.03.2010, 12:13 | Zmodyfikowano: 18.03.2010, 12:26
A|A|A

Źródło gutekfilm.pl

Zmiana tytułu „An Education” na „Była sobie dziewczyna” może świadczyć o tym, że chociaż jeden scenarzysta jest traktowany jak celebryta. Dystrybutor skojarzył film według scenariusza Nicka Hornby’ego z adaptacją jednej z jego książek – „About a Boy”. Obraz z Hugh Grantem wyświetlano w Polsce pod tytułem „Był sobie chłopiec”. „An Education” kojarzy mi się z tamtą, znakomicie gorzką, komedią bardzo, ale tylko z przyczyn osobistych. Na tytuł „Była sobie dziewczyna” bym się nie zdecydował, „An Education” ma bowiem zupełnie inny styl i charakter.

Nick Hornby stworzył scenariusz na podstawie opowiadania Lynn Barber, która pisała o pięknych czasach, gdy w modzie było być egzystencjalistą. Z perspektywy czasu autorkę autobiograficznej historii zdumiewa, że nigdy o nic nie pytała – „winię Alberta Camusa… jedną z zasad egzystencjalizmu, wyznawanego przeze mnie i moje koleżanki w Lady Eleanor Holles School było wystrzeganie się pytań. Zadawanie pytań sugerowało naiwność i burżujstwo; powstrzymanie się od nich- wyrafinowanie i francuskość. A ja bardzo pragnęłam być wyrafinowana”.

Słowa Lynn Barber brzmią znajomo nawet widzom, którzy nie czytali opowiadania. Zdaje nam się, że mówi je we wstępie filmu główna bohaterka, ale „Była sobie dziewczyna” nie stosuje narracji, widz w taką deklarację może przekuć kolejne kadry i rozmowy. Jenny, w imponującej na lata, nominowanej do Oscara kreacji Carey Mulligan, to licealistka, która zakochuje się w absolwencie uniwersytetu. W Londynie przed rewolucją lat sześćdziesiątych nawet jej rodzina, z niższej klasy średniej przestrzega reguł sztywnych jak dworskie ceremoniały, zatem romans napotka na trudności. Jeśli w ogóle to, co widzimy na ekranie, współczesne licealistki uznałyby za romans.

Dla Lynn Barber to była historia życia, w powieści opisała swojego prawdziwego pierwszego chłopaka.

Reżyserka Lone Scherfig, najlepiej znana z „Włoskiego dla początkujących”, wprawnie pokazała Londyn sprzed swingującej rewolucji. Wielka Brytania była wtedy w powojennym stuporze.

Hornby cytuje „Annus Mirabilis” Philipa Larkina:

Stosunek płciowy zrodził się jako idea

W roku tysiąc dziewięćset sześćdziesiątym trzecim

Między zdjęciem zakazu z Chatterley (takiej powieści)

A nagraniem przez Beatles pierwszego longplaya

Przemiana nastolatki i jej rodziców symbolizuje dojrzewania całego kraju – wykluwanie się z uprzedzeń i utartych sądów w ramiona zadymionej, roztańczonej, bezkompromisowej szkoły życia o szerokich horyzontach. W filmie Hornby za Lynn Barber rozpisał to inteligentnie. Rodzice i nauczycielka Jenny mogą rozmawiać o pogodzie i ruchu ulicznym, ale już po wymianie dwóch zdań wiemy o nich niemal wszystko. Alfred Molina i Olivia Williams jako ojciec i nauczycielka głównej bohaterki czują się w swoich rolach, jak w kreacjach szytych na miarę. Jedynie Peter Saarsgard jako filmowy amant wydaje się od początku niepewny, od pierwszego wejrzenia zdradza swoją tajemnicę. Cierpi na tym druga połowa filmu. „Była sobie dziewczyna” z kina niuansów zmienia się w młodzieżowy melodramat o życiowej nauczce. Banalne zakończenie wymogli podobno producenci, autorskie ma pojawić się w materiałach dodatkowych na blue-ray i dvd. „An Education” będzie warto sobie w takim wydaniu zafundować, jako film, który rozbudził wielkie nadzieje związane z Carey Mulligan.

Nie wiemy dziś, czy rzeczywiście zostanie Audrey Hepburn XXI wieku, ale skoro już była sobie tytułową dziewczyną w tak udany sposób, to będzie trudno o niej zapomnieć. Są ludzie, którzy zmieniają nasze życie w tajemniczy sposób, „gdybyśmy nic nie robili, pozostalibyśmy nikim”. Spotkajcie się z nimi w kinie. Możecie zapalić, ubrać się na czarno i nic nigdy nie mówić. „Tak będzie szykowniej”.

REKLAMA