Eryk Lubos i „Moja krew” wracają do Wrocławia

Jan Pelczar | Utworzono: 25.01.2010, 08:50 | Zmodyfikowano: 26.01.2010, 11:38
A|A|A

Źródło www.hagi.pl

Premiera „Mojej krwi” Marcina Wrony była jednym z wydarzeń lipcowego festiwalu Era Nowe Horyzonty. Dawno już na żadnego debiutanta nie czekano tak długo i z takim napięciem. Po krótkich filmach i nagradzanej w świecie etiudzie „Człowiek magnes” Wrona miał wysoko postawioną poprzeczkę. Po dobrym przyjęciu na festiwalu w Koszalinie, we Wrocławiu jego debiutancki film pełnometrażowy podzielił widzów, nie zachwycił jury i krytyków. O „Mojej krwi” znów zrobiło się głośno zimą, dzięki nagrodzie dla Eryka Lubosa. Aktor jeszcze tylko w tym roku, przed skończeniem 36 lat, mógł dostać nagrodę Cybulskiego. I Eryk Lubos, mimo silnej damskiej konkurencji, otrzymał wyróżnienie dla najlepszego aktora młodego pokolenia. Szlifowany przed laty we wrocławskim Teatrze Współczesnym talent eksplodował tym razem nie na drugim planie, jak w „Boisku bezdomnych”, czy „W dół kolorowym wzgórzem”, nie w epizodzie, jak w „Domu złym”, ale w głównej roli. Lubos zagrał zawodowego boksera, który musi pogodzić się z zakończeniem kariery. Po ciężkich obrażeniach, z dala od ringu, bez szans na mistrzowski pas, marzy już tylko o dziecku. Związać się z kobietą jednak nie potrafi – szansę na rodzicielstwo da mu poznana na Stadionie Dziesięciolecia Wietnamka. Yen zgodzi się urodzić dziecko w zamian za obywatelstwo. W tej roli wystąpiła, po castingu w Hanoi, wietnamska aktorka Luu De Ly. Na drugim planie zobaczymy Stanisławę Celińską, Romę Gąsiorowską i Krzysztofa Kolbergera, a także dziewięciokrotnego mistrza Kick-boxingu Marka Piotrowskiego.

Marcin Wrona, reżyser filmu, od niedawna sam trenuje boks. Pięściarskie sale zna od podszewki odtwórca głównej roli Eryk Lubos. Drugoplanowym bohaterem filmu ma być zaś współczesna Warszawa, uchwycona w obiektywie kolejnego debiutanta – operatora Pawła Flisa. Scenariusz pomagała napisać Grażyna Trela. Film miał początkowo nosić tytuł „Tamagotchi”. Reżyser tłumaczy: Tytuł jest świetny, to fakt, ale musieliśmy z niego zrezygnować, bo to jest zastrzeżona marka. Jak wiadomo to jest taka popularna w Japonii zabawka, wewnątrz jajka jest zwierzątko, którym trzeba się opiekować. Zabawa polega na nauce odpowiedzialności - mój film też jest o tym, stąd ten tytuł bardzo mi pasował. Jak zaczęliśmy się przygotowywać, to sprawdziliśmy ten tytuł i wtedy się okazało, że jest zastrzeżony. Pisaliśmy do firmy, która produkuje te zabawki - oni w tym samym czasie przygotowywali swój własny film o identycznym tytule i chcieli uniknąć konfuzji, poza tym nie pasowało im chyba, żeby tamagotchi kojarzyło się z tematyką naszego filmu. Był jeszcze po drodze taki bokserski tytuł „Nokaut”, ale w końcu doszedłem do tego, że to przecież nie jest film o boksie. Więc „Moja krew” - motyw krwi jest w moim filmie ważny, ale głównie chodzi o dziecko, które chce pozostawić po sobie mój bohater.

Na wrocławski pokaz przedpremierowy filmu, we wtorek 26 stycznia o 19.00, do kina Helios przy Kazimierza Wielkiego przyjadą Eryk Lubos, Marcin Wrona i producent filmu Łukasz Dzięcioł.

REKLAMA