Pożegnania (****)

Jan Pelczar | Utworzono: 25.01.2010, 08:45 | Zmodyfikowano: 25.01.2010, 12:24
A|A|A

Żródło vivarto.pl

Japońskie „Sześć stóp pod ziemią” ? Jeśli tak, to połączone z „Przystankiem Alaska”. Główny bohater, 30 letni Daigo, traci pracę w orkiestrze. A marzenie o karierze wiolonczelisty spełnił dopiero przed chwilą. Żona zgodzi się wrócić na prowincję, do jego rodzinnego miasta. Nową pracę, która pozwoli mu odnaleźć się w życiu będzie już musiał zachować dla siebie. Osoby, które myją, ubierają i wkładają do trumny zmarłych nie budzą w Japonii zaufania swoją pracą. Przezwyciężenie uprzedzeń może nastąpić jedynie podczas ceremonii złożenia zwłok. Ta japońska tradycja pokazywana jest już w pierwszej scenie filmu i powraca wiele razy. Za każdym razem mamy do czynienia z pięknym, wzruszającym, zmieniającym ludzi rytuałem. Oglądanie japońskiego szacunku dla zmarłych w Polsce - kraju, którego stolica nie może zaprowadzić porządku w zakładzie medycyny sądowej - może być nie tylko kulturowym wstrząsem. Obcowanie ze zmarłymi, oddanie im ostatniego hołdu, osobiste pożegnanie – te rzeczy wykluczyliśmy z własnego świata. Historia niedoszłego wiolonczelisty pokazuje jak nienaturalny jest taki porządek.

W końcu każdy obrządek bardziej pomaga tak naprawdę żyjącym, nie zmarłym. Japoński rytuał jest pełen powagi, szacunku dla ciała zmarłej osoby oraz przypatrującej się ceremonii rodziny. Wyzwala zarówno czarny humor, ze względu na ukryte niespodzianki bądź niecodzienne okoliczności, jak również rodzinne katharsis, pogodzenie się z nieuniknionym, przełamanie traum, które za życia zdawały się nie do przezwyciężenia. Kiedy rok temu japońskie „Okuribito” sięgało po Oscara dla najlepszego filmu nieanglojęzycznego byłem zaskoczony. Oto reżyser znany z soft-porno, Yojiro Takita dostał Oscara za dramat o miłości, śmierci i odnalezionym sensie życia.

Dziś, dzięki polskiej premierze filmu, który do kin trafił pod tytułem „Pożegnania”, zaskoczony już nie jestem. W „Okuribito” jest dużo sentymentalnych scen i nieznośna, wynosząca się ponad obraz, ckliwa muzyka Joe Hisaishiego, kompozytora ścieżki dźwiękowej „Ruchomego zamku Hauru”. Co działa w anime, w kameralnej fabule jest niepotrzebnym naddatkiem, wskazywaniem widzowi drogowskazów do prostego odczytania wielu scen. Na szczęście „Pożegnania” mają więcej zalet niż wad. W obiektywie kamery Takeshiego Hamady sceny ceremoniałów pogrzebowych są proste i piękne. Warto się im poddać. Niczym u Kim Ki-duka odnajdziemy wówczas buddyjski spokój, refleksję i przełamane tabu.

Do końca irytujący pozostaje jedynie wątek miłosny, ze słabo zarysowaną postacią żony głównego bohatera. Połączenie miłości i śmierci pokazane jest w najgorszym hollywoodzkim stylu. Pomogło to zdobyć Oscara, rozbić bank z nagrodami japońskiej Akademii Filmowej, ale psuje dobre wrażenie. Poza prostą grą na emocjach „Okuribito” oferuje sporo mądrego kina. Oprócz zakładów pogrzebowych, w poszukiwaniu wartościowej niszy trafimy między innymi do łaźni, gdzie główny bohater znajdzie pomost między swoim dorosłym życiem a wspomnieniami z dzieciństwa. Szkoda, że twórcy nie poprzestali na tym, dołożyli jeszcze retrospekcji i wizji. Odkryciem filmu są dwaj aktorzy. Masahiro Motoki – dawna gwiazda japońskiego boysbandu - unosi cały film jako Daigo. Tworzy wiarygodną postać, pokazuje jej przemianę, sprawia, że sentymentalna historyjka nabiera potężnej mocy. Szefa gra Tsutomu Yamazaki i jest ideałem pracodawcy. Pokazuje rzadką wyrozumiałość i szacunek dla pracownika, staje się ekscentrycznym nauczycielem. Yamazaki stworzył wiarygodnego, dobrego człowieka, szorstkiego jedynie na pierwszy rzut oka. Głęboki wewnętrzny smutek nie przeszkadza mu, by inspirować, uczyć, ale i poddawać się losowi. Poza rytuałami pożegnań w „Okuribito” jest wiele scen, w których bohaterowie jedzą. Posiłki to również swoiste ceremonie. Daigo nie chce po pracy obcować z kolejnymi ciałami na talerzu, a kuchnia japońska potrafi być, nazwijmy to, surowa. Nauka szefa pozwala przełamać wstręt i znów zobaczymy sceny uczt. –Smaczne ? – pyta Daigo. –Niestety – odpowiada ze smutkiem szef. Czasem można być śmiertelnie poważnym, z uśmiechem na twarzy.

Tagi:
REKLAMA